Możemy to nazwać pechowym zbiegiem okoliczności lub brakiem koordynacji na boisku, ale konkluzja jest taka sama: Stal Rzeszów nie była w stanie wygrać meczu z GKS-em Tychy, przegrywając go 1-2. Decydującą rolę w tej porażce odegrał nieszczęśliwy autogol, który padł już w pierwszej minucie pojedynku. Mimo że drużyna z Rzeszowa zdobyła bramkę kontaktową w doliczonym czasie gry, nie byli w stanie odwrócić losów spotkania.
Po upokarzającej i bolesnej klęsce z Odrą Opole, Stal Rzeszów postanowiła odkupić swoje grzechy w oczach kibiców. Ta szansa nadarzyła się podczas meczu z GKS-em Tychy, który miał miejsce dokładnie o godzinie 18. Niestety, chociaż drużyna trenowana przez Marka Zuba wkroczyła na murawę pełna determinacji, los nie miał dla niej litości – a ich szybko narastające rozproszenie tylko pogłębiało problem.
Już po niespełna 40 sekundach od początku spotkania, Cesar Pena wpakował piłkę do własnej bramki. Do tego nieszczęśliwego momentu doszło po strzale Przemysława Mystkowskiego; bramkarz Stali, Jakub Wrąbel, odbił piłkę, która następnie przypadkowo trafiła do sieci dzięki niefortunnemu dotknięciu Pena.
Sytuacja jeszcze bardziej skomplikowała się w 22. minucie meczu, kiedy to doszło do zamieszania w polu karnym GKS-u. Andreja Prokić miał swoją okazję, podobnie jak Krzysztof Danielewicz. Niestety, strzał Danielewicza z dystansu jedenastu metrów poleciał powyżej poprzeczki. Po dwóch kwadransach ponownie zawodnicy Stali mieli okazję na wyrównanie wyniku.